środa, 18 stycznia 2012

4. ` Niewystarczająco dobra

            Usiadła na puszystym dywanie, nieobecny wzrok wbijając w szare niebo gdzieś za oknem. Perfekcyjnie śnieżnobiała firanka kołysała się lekko pod wpływem chłodnego wiatru, wlatującego przez nie do przestronnego pokoju. Ona jednak nie dostrzegała ani pokrytych plakatami ścian, ani sączącej się z nieba mżawki, widocznej za szybą. Jej myśli krążyły gdzieś daleko, wspominając straszną przeszłość, z tym okropnym uczuciem pustki i beznadziejności.

 - Nie chcę – mruknęła siedmioletnia brunetka, odpychając od siebie talerz z zupą.
 - Nikt cię nie pyta o zdanie – warknął szczupły, ogolony na łyso mężczyzna z butelką piwa w ręku.
            Dziewczynka zrobiła naburmuszoną minę, zakładając ręce. Kolejny dzień z rzędu pod jej nos podstawiono gęstą warzywną maź, na widok której wcześniejsze posiłki dawały o sobie znać, wyprawiając dziwne tańce w żołądku. Wiedziała, że ojczymowi nie wolno się stawiać, jednak każda łyżka zbliżająca się do jej warg, powodowała odruchy wymiotne.
 - Kochanie, spróbuj choć troszkę – poprosiła miło mama, próbując podać córce choć trochę pokarmu.
            Ona tylko pokręciła przecząco głową, zaciskając usta w prostą linię.
 - Wpie*rzaj, małolato – powiedział Paul, odkładając na bok kolejny szmatławiec, w którym, jak wmawiał żonie, szukał pracy.
            Mała Laura bez słowa wstała od stołu, w duchu modląc się by dorośli to zignorowali. Stawiała nienaturalnie duże kroki, chcąc jak najprędzej znaleźć się w obskurnym, acz bezpiecznym pokoju z lalką nazwaną przez nią imieniem Pola, przy boku. Kiedy już miała przejść przez długą do ziemi zasłonę, zastępującą drzwi niewielkiego pomieszczenia, poczuła czyjąś dłoń na swym ramieniu.
 - Masz wrócić i dokończyć – odezwał się srogo ojczym, na co aż podskoczyła ze strachu.
 - Nie – szepnęła niemal bezgłośnie, domyślając się już co dalej nastąpi.
            Oddech Paula automatycznie przyspieszył, a jego twarz wykrzywił wściekły grymas. Powoli sięgnął do własnych spodni, rozpinając oraz wyciągając z nich skórzany pasek. Potem wszystko działo się automatycznie. Jej krzyk, głośne uderzenia przedmiotu o dziecięcą skórę i płacz trzydziestoletniej Lidii, przyglądającej się wszystkiemu z daleka. W tym mieszkaniu stawało się to niemal codziennością, rutyną. Nosząca siniaki na skórze Laura przestała być czymś nienaturalnym dla dzieci ze szkoły, nawet dla nauczycieli, sąsiadów. Wszyscy przyzwyczaili się do metod wychowawczych, jakie praktykował dwudziestosiedmiolatek.

            Po nastoletniej twarzy spłynęła samotna łza, niedługo potem wnikając w bawełnianą powierzchnię szarej bluzy, jaką miała na sobie. Uśmiechała się blado, nie do końca rozumiejąc cel tej miny. I choć zdawała sobie sprawę, że nie powinna, brnęła dalej we wspomnienia.

            - Hej, Leich, tatusiowi znów się ręka poślizgnęła? – roześmiała się blond włosa piękność, kiedy ta przechodziła obok jej paczki z ogromnymi okularami słonecznymi na nosie.
 - Spie*dalaj – mruknęła, po latach nie przejmując się już wyśmiewaniem ze strony rówieśników.
            Skończyła zaledwie czternastkę, a z jej ust trudno było wydobyć cokolwiek innego, niżeli ubliżające komuś przekleństwo. Zamknięta w sobie, wiecznie sama, nawet wśród tłumu. W szkole ledwie się utrzymywała, każdego roku pisząc poprawki po wysłuchaniu błagań matki. Tylko ona potrafiła jeszcze jako tako na nią wpłynąć. Laura wiedziała, że wiodące przez nie życie wcale nie było winą kobiety, wręcz odwrotnie. Nikt jej nie widział w innej bluzce, niżeli dobrze zabudowanej pod szyję z długim rękawem. Pod materiałem bowiem ukrywała identyczne rany, jakie widniały na ciele brunetki.
 - Hej, a może oni po prostu praktykują jakieś nowe doświadczenia stosunku seksualnego? Słyszałam, że niektórzy lubię stosować przy tym przemoc – zasugerowała rudowłosa Jude, patrząc krytycznie na wytarte dżinsy Laury.
            Tym razem nie wytrzymała. Stanęła chwilę, próbując się opanować, niestety nic to nie pomogło. Odwróciła się zdecydowanie, kierując do roześmianej grupy znajomych.
 - Oj, chyba zezłościłaś pannę ważniacką – stwierdził młodociany kapitan szkolnej drużyny futbolowej, przystojny Jesse Walker.
            Laura nie przejęła się jego komentarzem, uderzając Jude z całej siły. Ta wykręciła się w drugą stronę, a jej policzek w przeciwieństwie do reszty twarzy, nabrał ostrej barwy czerwieni.
Wszyscy zamarli w bezruchu, przypatrując się im z szokiem wymalowanym na obliczach.
 - Co tak stoisz, zrób coś! – wydarła się pokrzywdzona do stojącego obok Kurta, jej ówczesnego chłopaka.
 - Następnym razem uważaj na słówka – ostrzegła Laura, odchodząc w przyspieszonym tempie.
            Jedynym następstwem tego wydarzenia okazała się jednak kara od dyrektora w postaci dwóch tygodni odsiadki w kozie, uwagą do dziennika oraz kolejnym napadem furii ojczyma.

            Dziewczyna zerknęła na przedmiot trzymany w ręce. Wodziła palcami po ostrych krawędziach żyletki, oglądając ją z każdej strony, jak gdyby miała z nią do czynienia po raz pierwszy w życiu. Przyłożyła ją do nadgarstka, gdzie ujrzała wiele zarośniętych przecięć. Ostatnia pochodziła sprzed kilku miesięcy, kiedy to jeszcze nie znała Jego.
            To ten uroczy szatyn z burzą loków na głowie i ujmującym uśmiechem sprawił, iż od dłuższego czasu zyskała chęci do istnienia w tej okrutnej rzeczywistości. Dzięki niemu szary przedtem świat nabrał wszelkich kolorów tęczy. Lecz teraz musiała go zranić, zostawić tak samo, jak ją opuściła matka. Choć wiedziała, że nie będzie to dla niego łatwe, ciągle powtarzała w myślach: ,,Wyjdzie mu to na dobre’’. Bo jaką przyszłość mogła zapewnić mu nic niewarta dziewiętnastolatka, wyrzucona ze szkoły, mieszkająca po spelunach ćpunów i alkoholików.
            W jego ogromnym domu czuła się niczym w pałacu. Lecz to nie był jej świat, co tak usilnie starały się uświadomić jej liczne fanki chłopaka. Harry Styles był bowiem gwiazdą światowego formatu, jednym z członków kultowego zespołu One Direction. A ona, znienawidzona przez tysiące nastolatek co dzień otrzymywała listy z groźbami, wiadomości przypominające o beznadziejności swojej osoby. Lecz nie temu chciała się oddać w tych ostatnich minutach.
            Przed oczami ujrzała najpiękniejsze chwile przeżyte u Jego boku.
Moment poznania, kiedy występował z kumplami w jednym z londyńskich klubów, gdzie zalana w trupa zwymiotowała na jego ulubioną marynarkę, pozostawioną przed sceną. Wściekł się, lecz widząc ją w takim stanie, zaproponował dowóz do domu. Gdy zdeklarowała brak stałego miejsca zamieszkania, zaprosił ją do siebie.
Uśmiechnęła się na samą myśl o jego porannym szykowaniu śniadania w postaci mocno ściętej jajecznicy, śpiewając głośno piosenki przewodnie disnejowskich bajek.
Później wielokrotnie powtarzał, że ich specyficzne spotkanie było przeznaczeniem, ukazując tym samym swą romantyczną stronę.
            Pierwszy pocałunek w sklepie monopolowym, ognisko z jego przyjaciółmi w domku letniskowym niejakiego Nialla Horana, wspólnie spędzona noc pewnego zimowego wieczoru w jego sypialni.
            To wszystko wydawało jej się takie nierealne, aczkolwiek prawdziwe. Magia tkwiąca w każdym ich spotkaniu naprawdę istniała. I teraz przekreślała wizję długiego życia u jego boku, marzenia o spokojnej starości w towarzystwie wnuków gdzieś na wsi. Bo to nie mogło dojść do skutku, bo pomimo jego zapewnień nie mógł z nią być szczęśliwy, bo pomimo pięknych słów, jakie do niej kierował, nie czuła się dla niego wystarczająco dobra.
 - Przepraszam, Harry – wyszeptała, wbijając narzędzie w skórę najgłębiej, jak potrafiła.
            Przeszywający ból ogarnął jej rękę, podczas gdy drzwi pokoju rozwarły się z rozmachem. Stanął w nich wesoły chłopak, szukając wzrokiem ukochanej. Zobaczywszy intensywnie spływającą na podłogę krew, mina gwałtownie mu się zmieniła. Bez chwili zwłoki podbiegł do ciała dziewczyny, wypowiadając histerycznie jej imię. Wyjął z nadgarstka ostrą blaszkę, odrzucając ją z obrzydzeniem. Ręce trzęsły mu się niemiłosiernie, mózg nie podpowiadał żadnego sensownego rozwiązania.
 - Nie rób mi tego – wykrzyczał w końcu spanikowany, nie mając pojęcia co począć.
 - Przepraszam – powtórzyła resztkami sił, dotykając jego gładkiego policzka.

*
Kolejny żałosny, bezuczuciowy szajs, przepraszam ;x
Jeszcze dziś poinformowałam wszystkich, aczkolwiek od następnej notki jedynie tych, którzy zapisali się do zakładki ,,Informuj mnie’’, którą znajdziecie w menu po lewej stronie.
Mogę liczyć na szczere opinie, prawda? ;)
Do zobaczenia za dwa tygodnie,

Mary_Jo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz