Odstawiłam szklankę z sokiem pomarańczowym na szklany stoliczek z
charakterystycznym stukotem, który rozszedł się po pustym mieszkaniu niczym
uderzenie w gong. Rozejrzałam się po raz kolejny po wielkim pokoju, zauważając
jedynie gustowne meble, dobrane z dokładnością do jasnych ścian i wystawnych
obrazów. Opadłam na beżową kanapę, czując woń nieznanych mi kwiatów,
poustawianych dookoła. Złote elementy wystroju rzucały się w moje oczy,
uświadamiając jedynie, że znalazłam się w zupełnie obcym miejscu. To już nie
był przytulny pokoik na poddaszu na przedmieściach Dallas. Nie mogłam obijać
się głową o stromą podbitkę, ani spoglądać wieczorami przez małe okienko na
okoliczne łąki, obserwując jak wiatr kołysał połacie traw. Nie mogłam przebiec
przez ulicę by znaleźć się na wiecznie zagraconym podwórku przyjaciółki, która
z własnego pomieszczenia zauważyłaby moją szczupłą sylwetkę, po czym z
pośpiechem wyszłaby z domu, by przesiedzieć pół nocy na skrzypiącej huśtawce,
okrywając się podartym kocem. Nie mogłam wsłuchiwać się w nocną orkiestrę
świerszczy, ani rozmawiać na tematy czysto filozoficzne, a zarazem tak
niepotrzebne do roztrząsania. Wszystko to zostało gdzieś za mną, zniknęło w
całym rozgardiaszu zwanym karierą. Porzuciłam to, nawet nie wiedząc kiedy.
Dałam się ponieść nowemu otoczeniu, gnałam przed siebie, widząc jedynie jeden
jedyny priorytet. Pamiętałam tylko i wyłącznie o śpiewaniu, choć nawet w tym
nie czułam już tej pasji, co zwykle. Ciągle pragnęłam więcej i więcej sukcesów,
które przysłoniły mi oczy na świat.
Podniosłam się do pionu, po czym ostrożnymi krokami podeszłam do
wysokiego lustra. Widziałam w nim nadal tę samą szatynkę z dokładnie
wyprostowanymi włosami oraz prostą grzywką. Tą samą, która uśmiechała się
promiennie do aparatu ojca Seleny, gdy robił nam pamiątkowe zdjęcia tuż przed
moim wyjazdem. Jednak pokryta makijażem twarz przykrywała ów wyraz, jakby nie
pozwalając mu się wydobyć spod tej warstwy sztuczności. Założyłam włosy za
uszy, coraz gorzej radząc sobie z wszechobecną ciszą i samotnością. Dotknęłam
opuszkiem palców miękkiej struktury sofy. Czułam się bezradna, obca w tym
środowisku. Moją uwagę przykuło leżące na komodzie, kolorowe czasopismo. Na
jego okładce ujrzałam siebie samą w objęciach roześmianego bruneta, którego
zapuszczone włosy odstawały śmiesznie w przeróżne kierunki świata. Przymknęłam
powieki, przypominając sobie uczucie przepływu iskry prądu, gdy dotykał mnie
własnym ciałem. Moja pamięć nie potrafiła go idealnie odtworzyć, kolejna ludzka
ułomność.
Myśli przerwał mi głośny dźwięk telefonu w postaci powolnej piosenki.
Leniwie ruszyłam w kierunku torebki, domyślając się, iż po raz kolejny dzwoni mój menager lub
mama, zamiarująca wypytać o kolejne szczegóły ze świata show-biznesu. Napis,
pokazujący się na wyświetlaczu, zaskoczył mnie mile, jednocześnie unosząc
kąciki mych ust do góry. Odebrałam bez zastanowienia, opierając się o ścianę.
-
Dems? – rzuciła niepewnie dziewczyna swym melodyjnym głosikiem, a ja zapragnęłam
znaleźć się tuż obok niej.
-
Hej Selly – odparłam wesoło. – Dawno się
nie odzywałaś.
-
Wyjdź na balkon i spójrz w niebo – zażądała poważnie, na co zmarszczyłam brwi z
rozbawieniem.
-
Ale po co?
-
Wyjdź na balkon i spójrz w niebo – powtórzyła spokojnie, nie znosząc sprzeciwu.
-
Okej – mruknęłam, podążając ku ogromnym, dwuskrzydłowym drzwiom prowadzącym w
wyznaczone miejsce. Otworzyłam je z lekkim trudem, a chłodne wieczorne
powietrze przeszyło moje ciało. Pociągnęłam je nosem, rozkoszując się morską
bryzą, nadchodzącą gdzieś z wybrzeża. Zgodnie z poleceniem zwróciłam wzrok na
granatowe niebo usłane już miliardami zapierających dech w piersiach punkcików,
świecących jasno nad miastem. Patrzyłam tak z osłupieniem, trzymając w ręku
telefon i nie zauważając ulicznego ruchu kilka pięter pode mną.
-
Teraz jesteśmy razem – szepnęła Selena, a w moim oku zakręciła się pojedyncza
łza. Miała rację. Widząc tylko to niebo, widząc ten sam księżyc w postaci
sierpa, te same nierównomiernie
rozłożone gwiazdy, byłam z nią na rozklekotanej huśtawce. Bo przecież obie
widziałyśmy to samo, bo przecież to samo niebo łączyło nas, niezależnie od
dzielących kilometrów.
*
Delena. Coś zupełnie innego w porównaniu
z ostatnimi partami. Mam jednak nadzieję, że pomimo braku obecności chłopców,
otrzymam wiele Waszych opinii i przyjmiecie powyższy oneshot równie
optymistycznie, co inne :)
Mary_Jo
Onetowe
komentarze
> Anisa.
Końcówka mnie rozwaliła. Pozytywnie rzecz jasna (:
Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się partu o Delenie i jestem bardzo
miła zaskoczona. Podobał mi się :) [help-me-see]
> MrsMusic
Rzeczywiście zaskoczyłaś mnie tą Deleną, ale
oczywiście jest to miłe zaskoczenie :) Miło jest wiedzieć, że w zanikającym
świecie Disney’owskich fan fictions są jeszcze oddane autorki. x Aż się
rozmarzyłam po tym parcie, mam nadzieję, że duży dystans nie rozdzieli mnie z
przyjaciółką i będziemy tak jak Selena i Demi w tym oneshocie ; ) Naprawdę nie
mogę wyjść z podziwu dla twoich opisów, są wprost cudowne. Wiem, że pan Onet
znów miewa jakieś wahania nastroju ( czyżby ciąża? ), ale mam nadzieje, że
pozwoli wam na szybkie publikowanie kolejnych partów. xx
> Aniaaa
Nie rozumem, jak mogłam nie przeczytać tego wcześniej…
ten jednopart jest wspaniały ;) Mi również przypomniał o tych starych dobrych
czasach. Twoje opisy są świetnie, a przyjaźń Demi i Seleny… po prostu… AWWWWWWW
♥
> Coralinefannumberone
Dostaję szału, za każdym razem, gdy onet nie
publikuje moich komentarzy. Grrrrr, jestem zła ;< A jednopart jest świetny,
fajna odmiana ;)fanka-waszego- talentu;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz