środa, 9 maja 2012

17. ` Razem

         Odstawiłam szklankę z sokiem pomarańczowym na szklany stoliczek z charakterystycznym stukotem, który rozszedł się po pustym mieszkaniu niczym uderzenie w gong. Rozejrzałam się po raz kolejny po wielkim pokoju, zauważając jedynie gustowne meble, dobrane z dokładnością do jasnych ścian i wystawnych obrazów. Opadłam na beżową kanapę, czując woń nieznanych mi kwiatów, poustawianych dookoła. Złote elementy wystroju rzucały się w moje oczy, uświadamiając jedynie, że znalazłam się w zupełnie obcym miejscu. To już nie był przytulny pokoik na poddaszu na przedmieściach Dallas. Nie mogłam obijać się głową o stromą podbitkę, ani spoglądać wieczorami przez małe okienko na okoliczne łąki, obserwując jak wiatr kołysał połacie traw. Nie mogłam przebiec przez ulicę by znaleźć się na wiecznie zagraconym podwórku przyjaciółki, która z własnego pomieszczenia zauważyłaby moją szczupłą sylwetkę, po czym z pośpiechem wyszłaby z domu, by przesiedzieć pół nocy na skrzypiącej huśtawce, okrywając się podartym kocem. Nie mogłam wsłuchiwać się w nocną orkiestrę świerszczy, ani rozmawiać na tematy czysto filozoficzne, a zarazem tak niepotrzebne do roztrząsania. Wszystko to zostało gdzieś za mną, zniknęło w całym rozgardiaszu zwanym karierą. Porzuciłam to, nawet nie wiedząc kiedy. Dałam się ponieść nowemu otoczeniu, gnałam przed siebie, widząc jedynie jeden jedyny priorytet. Pamiętałam tylko i wyłącznie o śpiewaniu, choć nawet w tym nie czułam już tej pasji, co zwykle. Ciągle pragnęłam więcej i więcej sukcesów, które przysłoniły mi oczy na świat.
         Podniosłam się do pionu, po czym ostrożnymi krokami podeszłam do wysokiego lustra. Widziałam w nim nadal tę samą szatynkę z dokładnie wyprostowanymi włosami oraz prostą grzywką. Tą samą, która uśmiechała się promiennie do aparatu ojca Seleny, gdy robił nam pamiątkowe zdjęcia tuż przed moim wyjazdem. Jednak pokryta makijażem twarz przykrywała ów wyraz, jakby nie pozwalając mu się wydobyć spod tej warstwy sztuczności. Założyłam włosy za uszy, coraz gorzej radząc sobie z wszechobecną ciszą i samotnością. Dotknęłam opuszkiem palców miękkiej struktury sofy. Czułam się bezradna, obca w tym środowisku. Moją uwagę przykuło leżące na komodzie, kolorowe czasopismo. Na jego okładce ujrzałam siebie samą w objęciach roześmianego bruneta, którego zapuszczone włosy odstawały śmiesznie w przeróżne kierunki świata. Przymknęłam powieki, przypominając sobie uczucie przepływu iskry prądu, gdy dotykał mnie własnym ciałem. Moja pamięć nie potrafiła go idealnie odtworzyć, kolejna ludzka ułomność.
         Myśli przerwał mi głośny dźwięk telefonu w postaci powolnej piosenki. Leniwie ruszyłam w kierunku torebki, domyślając  się, iż po raz kolejny dzwoni mój menager lub mama, zamiarująca wypytać o kolejne szczegóły ze świata show-biznesu. Napis, pokazujący się na wyświetlaczu, zaskoczył mnie mile, jednocześnie unosząc kąciki mych ust do góry. Odebrałam bez zastanowienia, opierając się o ścianę.
 - Dems? – rzuciła niepewnie dziewczyna swym melodyjnym głosikiem, a ja zapragnęłam znaleźć się tuż obok niej.
 - Hej Selly – odparłam  wesoło. – Dawno się nie odzywałaś.
 - Wyjdź na balkon i spójrz w niebo – zażądała poważnie, na co zmarszczyłam brwi z rozbawieniem.
 - Ale po co?
 - Wyjdź na balkon i spójrz w niebo – powtórzyła spokojnie, nie znosząc sprzeciwu.
 - Okej – mruknęłam, podążając ku ogromnym, dwuskrzydłowym drzwiom prowadzącym w wyznaczone miejsce. Otworzyłam je z lekkim trudem, a chłodne wieczorne powietrze przeszyło moje ciało. Pociągnęłam je nosem, rozkoszując się morską bryzą, nadchodzącą gdzieś z wybrzeża. Zgodnie z poleceniem zwróciłam wzrok na granatowe niebo usłane już miliardami zapierających dech w piersiach punkcików, świecących jasno nad miastem. Patrzyłam tak z osłupieniem, trzymając w ręku telefon i nie zauważając ulicznego ruchu kilka pięter pode mną.
 - Teraz jesteśmy razem – szepnęła Selena, a w moim oku zakręciła się pojedyncza łza. Miała rację. Widząc tylko to niebo, widząc ten sam księżyc w postaci sierpa,  te same nierównomiernie rozłożone gwiazdy, byłam z nią na rozklekotanej huśtawce. Bo przecież obie widziałyśmy to samo, bo przecież to samo niebo łączyło nas, niezależnie od dzielących kilometrów.

*
Delena. Coś zupełnie innego w porównaniu z ostatnimi partami. Mam jednak nadzieję, że pomimo braku obecności chłopców, otrzymam wiele Waszych opinii i przyjmiecie powyższy oneshot równie optymistycznie, co inne :)


Mary_Jo

Onetowe komentarze
 > Anisa.
Końcówka mnie rozwaliła. Pozytywnie rzecz jasna (: Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się partu o Delenie i jestem bardzo miła zaskoczona. Podobał mi się :) [help-me-see]

 > MrsMusic
Rzeczywiście zaskoczyłaś mnie tą Deleną, ale oczywiście jest to miłe zaskoczenie :) Miło jest wiedzieć, że w zanikającym świecie Disney’owskich fan fictions są jeszcze oddane autorki. x Aż się rozmarzyłam po tym parcie, mam nadzieję, że duży dystans nie rozdzieli mnie z przyjaciółką i będziemy tak jak Selena i Demi w tym oneshocie ; ) Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu dla twoich opisów, są wprost cudowne. Wiem, że pan Onet znów miewa jakieś wahania nastroju ( czyżby ciąża? ), ale mam nadzieje, że pozwoli wam na szybkie publikowanie kolejnych partów. xx

 > Aniaaa
Nie rozumem, jak mogłam nie przeczytać tego wcześniej… ten jednopart jest wspaniały ;) Mi również przypomniał o tych starych dobrych czasach. Twoje opisy są świetnie, a przyjaźń Demi i Seleny… po prostu… AWWWWWWW ♥

 > Coralinefannumberone

Dostaję szału, za każdym razem, gdy onet nie publikuje moich komentarzy. Grrrrr, jestem zła ;< A jednopart jest świetny, fajna odmiana ;)fanka-waszego- talentu;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz